Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/106

Ta strona została przepisana.
Pani Malska.

Raczéj, jakiś wojskowy.

Kasztelanowa.

Wojskowego więc przybrał rolę, — dobrze.

Pani Malska.

Zobaczył nas, kłania się... Alfred czy nie Alfred, na deszczu go zostawić nie wypada.

Kasztelanowa.

I zaprosić można bezpiecznie, bo że to jest Alfred, ja ręczę. W ogrodzie, w deszcz, w okna patrzy; ho, ho, ho! wiem co to znaczy. (dzwoni i mówi do Stanisława) Jakiś Pan schronił się w ogrodzie, przed deszczem pod wielkiego kasztana. Idź, proś go do nas, ale oświadcz mu przy wstępie do domu, że tu dłużéj jak godzinę nikomu bawić nie dozwolono.

Pani Malska.

Na co tego? mała gościnność a duża niegrzeczność.

Kasztelanowa (do Stanisława).

Idź i rób co każę.

Pani Malska.

Prawdziwie ciociu, że to bardzo śmiesznie i dlatego słusznie...

Kasztelanowa.

Nazwano mój dom Amazońskim grodem, — prawda? Ja wiem co mówią w Warszawie; że przy zwodzonym moście stoi straż w kornetach, że ja przez kratę zagadki zadaję i biada temu młodzieńcowi który nie odgadnie. Wiem, wiem, ale niech