Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/113

Ta strona została przepisana.

umiał pozyskać to, co mu nie jeden zazdrościć musi.

Pani Malska.

Pewnie, pewnie, Pan Alfred jest człowiekiem honoru i... jak miarkuję, dowcipnym, ale czy prace dyplomatyczne nie pozbawiły jego charakteru, staropolskiéj otwartości, to pytanie. Jak się Panu zdaje?

Barski.

Znając go dobrze i zapewne od dawna, Pani lepiéj odemnie odpowiedzieć sobie możesz.

Pani Malska.

Ja go nie znam wcale... nigdy nie widziałam... do dziś dnia.

Barski.

Jakto, Pani nie znasz tego, któremu więcéj niż życie, bo pokój, szczęście życia powierzasz?

Kasztelanowa.

Ale jéj krewni, jéj przyjaciele znają go dobrze.

Barski.

Krewni żyć z nim nie będą.

Kasztelanowa.

Tak jednak postępowali nasi antenaci i pewnie więcéj było dobrych małżeństw niż teraz. Panno Figaszewska?

Barski.

Niech mi dziadunie i babunie przebaczą, ale to nie dobrze... Jest to poddawać uczucia serca rachubie rozumu.. A gdyby nawet szczęście w związku małżeńskim było tylko iluzyą... Dlaczegóż się jéj pozbawiać przed czasem?