Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/116

Ta strona została przepisana.

honoru, to świadczą moje szlify... I jestem dobrym, na honor dobrym... zrobię co Pani każesz... Pozostanę w służbie albo ją porzucę... zamieszkamy w mieście albo na wsi... na wsi lepiéj... będziemy razem... razem... kwiatki sadzić, — dobrze? Ja bardzo kwiatki lubię... na honor lubię... Cóż Pani na to?

Pani Malska.

Ja na to? że myśl aczkolwiek późno przyszła, rozwija się nadzwyczajnie nagle.

Barski.

Wszystko robię nagle, bo idą za bezpośredniém natchnieniem. Jestem z tych, którzy wierzą, że Opatrzność do nas czasem przez serce przemawia. Ledwie ta myśl zabłysła w mojéj duszy, już siebie pojąłem, zrozumiałem, już wiem dlaczego ujrzawszy Panią, zdało mi się, że ją znam; dlaczego jéj głos nie był mi obcym, dlaczego nie zaczynam kochać, ale już kochałem od dawna.

Pani Malska.

Nie zgadzasz się Pan z samym sobą. Wszakże dopiero powstawałeś przeciw małżeństwom między nieznającemi się pierwéj.

Barski.

Ja już nie jestem nieznajomym. Pani mnie widzisz, słuchasz, wierzysz mi...

Pani Malska.

O! O!

Barski.

Tak, tak, wierzysz mi... Jestem przekonany, że Pani czujesz wibrację téj potęgi, która mnie ku niéj niepojętym pociąga sposobem.