Piję nie źle.
Naturalnie.
Towarzystwo podoba mi się coraz więcéj.
Nic dziwnego.
Ale jednak, w rozmowie tych Pań, w ich uśmiechu, w wejrzeniach na siebie, przeczuwam jakąś tajemnicę... któréj wprawdzie zgłębić nie daję sobie pracy... Używałem natrafionéj przyjemności... było mi dobrze... i mile biegły chwile.
Rozumiem.
Ale jakież było moje zadziwienie, kiedy znalazłszy się sam na sam z szanowną Panią Kasztelanową, ona po krótkim wstępie... wstępie dość uciesznym... oświadcza mi, że jestem Alfredem Tulskim, narzeczonym Pani Malskiej, że się wkradam do jéj domu pod przybraném nazwiskiem, co obiedwie z różnych a różnych przyczyn uważają z méj strony za niegodne postępowanie. Zapieram się, protestuję najusilniéj... nie ma ratunku: Jesteś Tulskim, zostaniesz.... jesteś Barskim lub téż kim innym, bądź zdrów! Tu piękna Pani, tam ulewa...
Wybór nie trudny.