Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/149

Ta strona została przepisana.

złe gdzie w kałuży, które ma bliznę nad okiem i które zowie się Alfred Tulski.

Kasztelanowa.

Jakto trzech, trzech z bliznami miałoby się tu zjechać dnia jednego?

Alfred.

Jak tylko dwóch się zjechało, nie wychodzi z granic podobieństwa, aby i trzech zjechać się nie mogło. Racz to Pani łaskawie uwzględnić.

Kasztelanowa (do Alfreda).

Pan zanadto mowny. (do Barskiego) Pan zanadto milczący. Ale ja nie jestem osobą, z którą można dozwalać sobie niewczesnych żartów. Parmo Figaszewska? Odchodzę, daję dziesięć minut czasu, — gdy wrócę, spodziewam się, że tu zastanę tylko Pana Tulkiego, albo nie zastanę nikogo. Ostrzegam przytém, że co raz postanowię, to tak być musi a nie inaczéj. I że nie jestem sama w domu. Panno Figaszewska! (Odchodzą.)





SCENA XIII.
Alfred, Barski.
Alfred (śmiejąc się).

A to samiec baba. (Bierze gazety, rozciąga się jak długi na kanapie i zaczyna czytać.)

Barski (po długim czasie milczenia).

Cóż?

Alfred.

Co?