Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/183

Ta strona została przepisana.
Ernest.

Ale mnie potrzeba, abym Panią zaspokoił a mój honor ocalił.

Celina.

Ha! tego już za wiele. Filipie...

Ernest.

Gdzież kapelusz mój podziałem?!.. O słów parę tylko proszę — wszakże tego odmówić mi nie można.

Celina.

Mówże Pan prędko, a potém...

Ernest.

Potém pójdź Pan precz — to zapewne chciałaś Pani wyrazić z niepojętą uprzejmością i dobrocią serca. — Tak jest pójdę, pójdę precz w towarzystwie Pana Filipa, ale pierwéj chciej mnie wysłuchać łaskawie.

Celina.

No, no, tylko proszę bez przemowy.

Ernest.

Bez przemowy, bardzo słusznie. — Zasłyszałem z oddalenia wzlatujący z tego domu śpiew uroczy, śpiew jaki tylko aniołowie...

Celina.

Daléj, daléj.

Ernest.

Tak jest, daléj. — Otóż chciałem zbliżyć ucha jak tylko można było najbliżéj; wszedłem więc do ogrodu i stanąłem pod tém oknem, zkąd niewypowiedziane tony...