Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/191

Ta strona została przepisana.
Ernest.

Ach gdybym był i pożarty od jakiego potworu jak ś. p. syn Thezeusza, lepiéjby może dla mnie było.

Colina.

Opiekę zatem Filipa uznajesz Pan za niepotrzebną?

Ernest.

Pani żartujesz a mnie serce pęka. Ja cierpię, bardzo cierpię. Ach Pani, Pani — ja mam żonę.

Celina (jakby do siebie).

Biedna kobieta.

Ernest.

Jeżeli biedna, to pewnie nie z mojéj przyczyny. Widziałem ją raz tylko i tyle czasu, ile trzeba było aby z nią wziąć ślub.

Celina.

A! A!

Ernest.

Sumienie moje zupełnie spokojne. Smutna to historja a nie długa — jeżeli Pani pozwolisz...

Celina.

Słucham.

Ernest.

Mój ojciec umierając nie przekazywał, ale prosił mnie, abym wynagrodził dług wdzięczności żeniąc się z córką jego dawnego przyjaciela i towarzysza broni — chciał aby ślub odbył się zaraz. Kochałem bardzo ojca... nie miałem siły oprzeć się jego woli. (Celina słucha ze wzrastającą uwagą.) Przywieziono więc