Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/020

Ta strona została skorygowana.
Dolski.

Ach przeciwnie! Ich uprzejmość zawstydza mnie często... bo wiesz kochany Panie Jenialkiewicz... taki mój charakter... niczego tak się nie lękam, jak żebym gdzie nie zawadzał, nie był komu natrętnym.

Jenialkiewicz.

Ba, ba, ba!

Dolski.

Te Panie i ci Panowie mogliby słusznie zapytać się dlaczego... bo wszystko musi mieć swoję przyczynę... dlaczego Pan Dolski, mając dom własny, bawi tu u naszego stryja, który najczęściéj przesiaduje w mieście? A jak są razem, co znaczą te schadzki, te tajemne narady, te że się tak wyrażę podziemne obroty.

Jenialkiewicz.

Koszałki, opałki... koszałki opałki... Bawisz w domu przyjaciela, niegdyś swego opiekuna... masz z nim wiele interesów do załatwienia, nikt się dziwić nie może i nikt się nie dziwi... spuść się na mnie... Ale jeżeli nie chcesz być Dyrektorem...

Dolski.

O la Boga! Rób zatém kochany przyjacielu, jak ci się zdawać będzie najlepiéj, bylem tylko mógł kiedyś urząd piastować.