Gdyru, gdyru, gdyru, gdyru... (głośno) Tygodnik. (do Lokaja) Połóż na stół.
Mógłem był wczoraj przywieźć te książki i część tych listów z miasta... nie byłoby nic kosztowało.
Jegomość tego nie rozumiesz.
Czego nie rozumiem?
Że to są korespondencye. (do Lokaja) Pannie Matyldzie.
I na cóż to się przyda?
Dolski!.. Pan Ignacy pyta się na co się przyda korespondencya. (Śmieje się — pisarz przynosi mu księgę, w któréj Jenialkiewicz podpisując mówi dalej) Nie każdy wié, nie każdy pojmie ile trzeba kółek, aby zegar szedł. O! nie tak to łatwo... Tu czytaj... tu podpisz... a wszystko kto? — Ja. (do pisarza) Przepisać i expedyować. (Pisarz odchodzi.)
To pisanie, istna plaga... na co to się przyda? Wszystkich swoich officyalistów trujesz, zabijasz Jegomość swoim atramentem. Już ich na pięć mil dokoła poznają po ich czarnych palcach... Daléj i nosy im poczernieją.