Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/038

Ta strona została przepisana.
Jenialkiewicz (półgłosem).

Gdyru, gdyru... (do Lokaja) Na stół.

Pan Ignacy.

Jegomość jesteś wielką głową, to rzecz wszystkim znana.

Jenialkiewicz (uśmiechając się z ukontentowaniem).

O!

Pan Ignacy.

Jesteś zdatny na ministra jakiego.

Jenialkiewicz.

O! O!

Pan Ignacy.

Na jakiego kanclerza.

Jenialkiewicz.

O! O! O!

Pan Ignacy.

Ale nie na wiejskiego gospodarza.

Jenialkiewicz.

Hę?

Pan Ignacy.

Niech po miastach sobie piszą, ale nie po wsiach. Na co to się przyda? pisanina intraty nie powiększy.

Jenialkiewicz (półgłosem).

Obskurantyzm... (głośno) Jegomości zawsze zdaje się, że jeszcze żyjemy w owych czasach, kiedyś mnie uczył czytać... a tu odtąd wiele wody upłynęło... i teraz nie potrzebuję już Bogu dzięki niczyjéj nauki. (Aniela podaje list do podpisu — podpisując) Dobrze, dobrze moje dziecię... jestem kontent... ale