Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/057

Ta strona została przepisana.

a ludzie mijać cię będą; ale rozgłaszaj ciągle twoje zalety... kładź je ciągle w każde ucho, jakie ci się nastręczy, małe czy duże, pod hełmem czy pod kornetem, słuch poda pamięci, pamięć rozumowi, a rozum nareszcie uwierzy, bo powié: Vox populi, vox Dei.

Dolski.

Ale koniec końców brak zdolności odkryje się kiedyś.

Leon.

I cóż z tego? — Rozumni zamilczą o twojéj nicości ze wstydu, że się wcześnie na tobie nie poznali, intryganci, bo zechcą z niéj korzystać, a ogół, dlatego, że sądzi ludzi podług ich stanowiska.

Dolski.

Hm! hm! Ale pozwól zapytać się, czy Pan Jenialkiewicz wie, żeś się podał na ten urząd.

Leon.

Nie odemnie przynajmniéj. Mój stryj najlepszy człowiek, ale namiętnie lubi piętrzyć przeszkody na najgładszéj drodze, o które sam w końcu się rozbija. — Wracając zaś do interesu, widzisz, że pożyczone pieniądze stawiłbym poniekąd jak na kartę... niech więc mowy o tém nie będzie; twoja możność nie odpowiada dobréj chęci.

Dolski.

Dlaczego?

Leon.

Nie jesteś majętny.

Dolski.

Wszak téj zimy znaczny majątek po ciotce odziedziczyłem.