Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/087

Ta strona została przepisana.
Aniela.

Mój Karolu, milczże proszę cię.

Matylda.

A jak się kłaniają! ha ha ha! patrzcie. (Kłania się.) Cóż znaczą te zygzaki nogami? Prawa noga naprzód czy znaczy szacunek? a lewa sentyment? Na honor nie macie rozumu.

Aniela.

Taką krytykę pozwalam ci, ale nie inną.

Leon.

Kto ma duży posag temu wszystko wolno.

Matylda.

Mnie chcesz tém przymówić? To was, was Panowie, a nie nas krzywdzi, że tylko posagi cenicie... Ja zupełnie zgadzam się z tobą uczony Leonie, że będąc bogatą, gdybym była poczwarą, złośnicą, waryarką... adoratora zawsze znajdę. (Uderza z pod spodu w księgę rozłożoną na kolanach Karola.) No!... Na koń!

Karol.

Służę, służę.

Matylda (wybiegając z Karolem).

Dziś żwawo... train de chasse... bez przerwy tam i napowrót... prawda? Allons!



Koniec aktu III.