Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/096

Ta strona została przepisana.
Dolski.

Pan Henryk?

Marcin.

Pan Jenialkiewicz prosił go, aby wstąpił do Pana.

Dolski.

Ach, jakże grzeczny!.. biegaj, biegaj... przeproś, żem nieubrany... podziękuj za pamięć. (wychodząc aż do drugich drzwi) Bardzo podziękuj, rozumiesz. (wraca) Albo lepiéj sam zbiegnę, żeby się nie uraził... (wybiega i wkrótce wraca z rozdartym szlafrokiem) A to nieszczęście! (śpiewa) „Czemuś oczka zapłakała“ (ciągnie gwałtownie sznur od dzwonka, urywa i rzucając kutas trafia Telembeckiego) O przepraszam cię Telembesiu! (śpiewa) „Moja ty kochanko miła“. — Szpilki proszę cię szukaj... daj prędko szpilki.
(Telembecki wychodzi, on biegnie do okna.) Może przez okno. (mówi przez okno) Dzień dobry... Bardzo ci jestem wdzięczny, żeś się fatygował, ale przepraszam cię... jeszczem nieubrany i bardzo zatrudniony. (Słucha, potém mówi) Wiém, wiém... Jenialkiewicz cię przysłał... Co?.. U tych Panów?.. pewnie lepiéj byłoby odwiedzić z tobą... ale cóż robić... nie mogę... Nie bierz mi za złe... żebym był wiedział, byłbym czekał. Adieu! Adieu! Jeszcze raz przepraszam. (zamykając okno) Poczciwy Henryk. (Telembecki z Marcinem spinają szpilkami obdartą połę.) No siadaj, siadaj Panie Telembecki, nie pomoże, trzeba interes robić z flegmą a prędzej pójdzie. (Zasiadają.)

Telembecki.

Karczma zgorzała na Wólce.