Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/109

Ta strona została przepisana.

powiem, że... bez niéj żyć nie mogę... (Słychać kilka głosów w przedpokoju.

Marcin (w przedpokoju).

Dalipan nie ma. Wyszedł i drzwi zamknął. Dalipan zamknął.

Dolski.

Udam chorego... umarłego... (Kładzie się na kanapie i ręcznikiem głowę nakrywa.) Strzelaj z armat, ja się nie ruszę. (Po krótkiéj chwili nic nie słysząc podnosi głowę, siada, nadsłuchuje, potém wstaje) Cóż to jest?.. nie mogę się ubrać... coś podobnego tylko we śnie się trafia... Ależ koniec końców tego za wiele... Panna Aniela czeka... A to! (Chwycił krzesło i w złości stawiając, mocno o ziemię uderzył... zaraz miarkuje się w gniewie i jakby głaskał krzesło mówi: O! O! O! w tém drzwi otwierają się — Jenialkiewicz w nich staje, za nim Moczybłocka tyłem się obraca. Aniela schodzi na stronę. Matylda zostaje w progu.)

Jenialkiewicz.

Żebyś nie był stuknął, ten truteń byłby mnie zbałamucił.

Matylda.

Słuchajże tu opiekuna, pięknie nas zaprowadził!

Jenialkiewicz.

Idźcie z Panią Moczybłocką, ja wkrótce do domu wrócę.

Matylda (śmiejąc się śpiewa).

A kiedy odjeżdżasz bywaj zdrów, o naszéj przyjaźni dobrze mów.(Zamyka drzwi.)