Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/165

Ta strona została przepisana.
Gdański.

Słuchaj Julko. Niepomyślne a zatém i niedługie było moje pożycie z twoją matką. Ona została we Lwowie, ja osiadłem w Warszawie. Kiedy przed trzema laty umarła, pojechałem do ciebie i umieściłem cię u Pani Szarmantowiczowej. Źleż ci tam było?

Julja.

Bardzo dobrze, ale Pani Szarmantowiczowa poszła za mąż. Dłużéj przy niéj bawić nie mogłam. Tém więcéj (całując go w rękę) że i ja chciałabym pójsć...

Gdański (oglądając się niespokojnie).

Pójdziesz, pójdziesz moje dziecię, tylko teraz ztąd pójdź precz, o to cię proszę.

Julja.

Ale ja za mąż pójść nie mogę, póki moje położenie w świecie wyjaśnioném nie będzie.

Gdański.

Wyjaśnioném! Alboż ja tego nie pragnę?

Julja.

Żeniąc się kochany Ojcze, napisałeś do mnie, że musisz taić przed swoją narzeczoną, że jesteś wdowcem i ze masz córkę już dorosłą, bo młoda Hermenegilda nie chciałaby za nic w świecie zostać macochą, — ale zapewniałeś razem, że po ślubie wszystko da się łatwo ułożyć; prosiłeś mnie przeto, abym czekała cierpliwie. Otóż dwa lata już mija a macocha, jak mówisz, o niczém jeszcze nie jest uwiadomioną.