Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/225

Ta strona została przepisana.
PAN BENET.


(Scena przedstawia obszerny pokój. — Na prawéj stronie od aktorów, przy drzwiach kominek odsunięty od tegoż ku środkowi, stół duży dywanem przykryty. — Dwie świece, — po lewéj stronie kanapa — za kanapą między dwoma drzwiami stolik z kwiatkami w wazonach, — w głębi drzwi środkowe, przy nich papuga w klatce.)


SCENA I.
Pan Benet (sam).
(Chodzi zwolna po pokoju i rozmawiając klapką muchy bije.)

Beatus qui tenet,
Powiedział Pan Benet,
Pan Benet, mój antenat, arcymądra głowa,
Przewodnią téż są moją święte jego słowa.
Każdy goni za szczęściem, a jak go dopadnie,
Puszcza z rąk, bo co szczęście, sam nie wie dokładnie;
Goni całe swe życie, bez ustanku, wściekle,
Tłucze się za tém szczęściem jak Marek po piekle
I dziwi się na końcu przeznaczeniu swemu,
Że prócz guzów, nic nie miał. — A któż winien temu?
Nie biegaj, nie potkniesz się, nie pnij się, nie spadniesz,
Nie pływaj, nie utoniesz; a gdy co owładniesz,