Ta strona została przepisana.
Pan Benet.
Uważaj!.. Połamiesz kwiatki.
Zdzisław.
A! prawda... połamię kwiatki.
(Ściąga szal i rzuca na ziemię, — potém chodzi rozpinając suknie, obcierając twarz etc. — Pan Benet nie spuszcza go z oka.)
Zdzisław (p k. m)
Przyjechałem.
Pan Benet.
Słyszę, słyszę.
Zdzisław.
Jak bomba wpadłem z hałasem...
Przerwałem swobodną ciszę
(śmiejąc się)
Jak bomba... z trzaskiem, hałasem.
Pan Benet.
Nie mógłbyś usiąść tymczasem?
Zdzisław (siadając).
Owszem.
Pan Benet (p. k. m.).
Zkąd jedziesz Zdzisławie?
Zdzisław.
Nie wiem. W turystę się bawię.
Botanizuję.
Pan Benet.
Po śniegu?
Zdzisław.
Poluję.
Jak się zmęczę, spię, — a jak spię, nie czuję.
(Spuszcza głowę i wpada w zamyślenie.)