Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/239

Ta strona została przepisana.

Tak spokojność! A gdzie ona?
„I nie chcąc jéj przerwać gwałtownym sposobem,
wyprawiam dniem przódy mego Maciusia z rzeczami. Ja zaś będę w Sobotę wieczór...

Zdzisław.

To wczoraj... jutro...

Pan Benet.

To dzisiaj.
„Ze mną, rozumie się, jedzie moja żona...“

Zdzisław.

Co?

Pan Benet.

Żona.

(Zdzisław porywa lichtarz chcąc przyświecić, świeca wypada — porywa drugi i przybliża do listu.)
Pan Benet.

Dzień feralny.

Zdzisław.

Czytaj stryju.

Pan Benet.

(czyta) „Ze mną, rozumie się, jedzie moja żona...

Zdzisław.

Rozumie się?

Pan Benet.

Rozumié.

Zdzisław.

Moja żona?

Pan Benet.

Moja żona.