Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/246

Ta strona została przepisana.

I Benetów dobrą sławę
(odchodząc do siebie) Ratuj święty Filarecie!..

Zdzisław (sam).

Dobrze, niechże i tak będzie,
Niech się nurza w swoim błędzie,
Niech ufa chytréj kobiecie...
Kiedyś obudzi się przecie...
Ale Paulinę, Paulinę
Chcę zapewnić nim odjadę
Że ja z miłości nie ginę,
Żem jéj wdzięczny za jéj zdradę,
Bom nie kochał jak Antoni...
O Boże! Otóż i oni!..





SCENA VII.
Pułkownik, Pan Benet, Zdzisław, Paulina.
(Pułkownik pochylony w butach sukiennych, mocno kuleje, spierając się na laskę z kulą.)
Pułkownik (wchodząc).

Jak się macie... jak się macie?
(do Beneta) Jasiu uściskaj bratowę,
Ale zwolna Panie bracie.

Pan Benet (zmieszany śmieje się z przymusem).

A!.. bratowa!.. tak się zowie...
A więc tedy... jakie zdrowie?..
(na stronie) Jakem Benet, tracę głowę.
(Zdzisław całuje w ramię pułkownika.)

Pułkownik.

Ho! ho!.. Pan Zdzisław. Sługa uniżony.