Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/249

Ta strona została przepisana.
Pan Benet.

Jakże... ale... jakże... ale...
Bo to przecie... jakoś wcale...





SCENA VIII.
Pan Benet, Pułkownik, późniéj Zdzisław.
Pułkownik.

Cóż się tak kręcisz, wiercisz, jak na śrubie?
Wiesz że ja spokojność lubię.
Nie mógłbyś usiąść na chwilę?

(Pan Benet siada na brzeżku krzesełka, spoglądając na drzwi, któremi wyszli młodzi.)
Pan Benet (siadając).

I owszem. — Ja siedzieć lubię...
Ale mam na głowie tyle...
Bo to widzisz... że z młodemi...
Ot wiesz: ja pójdę za niemi.

Pułkownik.

Nie przeszkadzaj im.

Pan Benet (zrywając się).

Nie prze... (na stronie) Co się dzieje?
Już drugi Benet szaleje.

Pułkownik.

Niech się Mocanie wyszumią.

Pan Benet.

Ależ djabli z tego szumu.