Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/251

Ta strona została przepisana.
(Zdzisław wchodzi i opiera się o klatkę.)
Pan Benet.

Smutnać to, smutna igraszka
Bo czas sunie się powoli
Wtedy, kiedy coś nas boli.
Bo równie stare jak i młode skronie
Czują, że im źle w ciernistéj koronie.

Pułkownik.

Ależ Jasiu, bój się Boga:
Od nadobnéj młodéj żony
Do ciernistéj twéj korony,
Djable długa jeszcze droga.

Pan Benet (kiwnąwszy ręką).

No!.. Ale słuchaj, mówmy bez ogródki;
Powiedz mi szczerze, jakieś miał pobudki
Zmieniać pokój na małżeństwo?
Kto mógł radzić to szaleństwo?
Kto ci zrobił tę przysługę?

Pułkownik.

Ha. Któż!.. Zdzisław.

Zdzisław (rzucając klatkę).

Ja?

Pan Benet.

Zabił mi papugę!

Zdzisław (podnosząc klatkę).

Nie, nie. — I owszem.

Pan Benet (odbierając).

I owszem!.. Poczciwy!..

Zdzisław (stając przed Pułkownikiem).

Ja! — Ja byłem tak szczęśliwy?