Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/262

Ta strona została przepisana.

Obudź się Benecie!..
To zmora, zmora twoje piersi gniecie.
Ja śpię... ja marzę... mój brat ożeniony,
Zdzisław rozpacza, pragnie cudzéj żony...
A żona, żona! swojego kochanka
Każe wartować do białego ranka!
To być nie może... (zrywa się) Ach! tak jest w istocie,
Ja nie śpię niestety...
W szalonym zawrocie
Giną Benety!





SCENA XIII.
Pan Benet, Pułkownik.
Pułkownik.

Wojnę Mocanie pedogrze wydałem,
Z twoim węgrzynem tęgo pogadałem.
Ona mnie na złość, a ja jéj wzajemnie,
Kiedy mam cierpieć, niechże nie daremnie.
Ale cóż tobie?.. Nibyś z krzyża zdjęty...
Czy i Waszeci coś tam puka w pięty?..

Pan Benet.

Och nie — nie w pięty, ale w głowę puka...
Jak nie oszaleć, na tém cała sztuka.

Pułkownik.

Ba!

Pan Benet.

Ten nasz Zdzisław złe zamysły chowa.

Pułkownik.

Ba!