Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Zimne szyderstwo. — Czuję jak chłód stali
Co się w pierś wsuwa daléj, coraz daléj.
Więc mnie i gniewu godną nie osądził?

Zdzisław.

Ach nie kończ, nie kończ. — Jakżem wiele zbłądził!
Ty jesteś czystym miłości aniołem,
A ja cię w ludzkie ramiona ująłem...
Jednak, kochasz mnie... oko w oku czyta...
Powiedz...

Paulina.

Niewdzięczny! On się jeszcze pyta.

Pułkownik (ze swego pokoju).

Paulino!(Paulina wybiega.)

Zdzisław (sam).

Straszne... straszne przebudzenie...
Ale stój!.. Hola!.. Wszystko jeszcze zmienię...
My się kochamy... nie ma już powodu...
Była omyłka... jest punkt do rozwodu.

(Wbiega do pokoju Pana Beneta i wkrótce go w szlafroku za rękę spiesznie wyprowadza.)





SCENA XV.
Zdzisław, Pan Benet.
Zdzisław.

Prędko Stryjaszku... Stryjaszku kochany...
Radź... bo tu wielkie, wielkie zaszły zmiany...
O! ja szanuję spokojność Stryjaszka...
Ale sam poznasz że ta rzecz nie fraszka...

(Sadza Beneta na kanapie i siada przy nim po lewéj stronie.)