Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/291

Ta strona została przepisana.

nie chcesz, ale kończ, bo ja nie mam ani czasu ani ochoty bawić się w tę sentymentalną maszkaradę.

Laura.

Kochany Wujaszku, wiem dobrze, że nadużywam twojéj cierpliwości, ale kiedy już tyle dla mnie uczyniłeś, nie cofaj mi swojéj ręki u samego kresu.

Melchior.

I kiedyż będzie koniec?

Laura.

Jutro najdaléj. Oddałam list uwiadamiający, że dopiero jutro mają nas się tu spodziewać.

Melchior.

Ale dlaczego jutro a nie dziś? — Czyliż w tych kilkunastu godzinach poznasz go lepiéj niż w dziesięciu dniach poznałaś?

Laura.

Będę próbować, wysłuchaj mnie kochany Wujaszku a przyznasz, że nie jestem bez rozsądku. Pan Karol podobał mi się...

Melchior.

A więc?

Laura.

Podobał mi się z wielu względów, ale nie dostrzegłam w nim jeszcze tego, co najwięcéj w mężczyznie cenię: stałéj woli, silnéj chęci w przeprowadzeniu téjże. Kocha mnie, wierzę, ale ta jego miłość ogranicza się na wejrzeniach i westchnieniach. — Nawet mi nie powiedział, że mu się podobam.