Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/309

Ta strona została przepisana.

inaczéj. — Pij Pan! — Lorko, czy nie uważasz jak Pan Anastazius Maczek przypomina mego ś. p. męża, którego zwano Apollinem Belwederskim? — Zwłaszcza nos... koloryt nosa... ach Maczku!

(Zaczyna go kokietować — Anastazius odwraca się zrazu, ale potém coraz śmielszy.)
Anastazius.

Ta limonada...

Juliusz.

Zła?

Anastazius.

Wyborna, ale mnie nie ochłodziła wcale.

Juliusz.

Ach, ty pałasz, a ja gorę! — Pij Maczku! (piją)

Karol.

Ależ on go spoi.

Gustaw.

Tego nam trzeba.

Karol.

Żeby tylko nie przebrał miary. Szampan prędko działa.

Gustaw.

Doskonały.

Karol.

Prawda. I mnie jakoś lżéj koło serca.

Juliusz.

Śpiewaj Maczku.

Anastazius.

Ja?