Ta strona została przepisana.
na piśmie, abyś po ukończonym interesie wracał niezwłocznie. (Zarzuca płaszcz na niego.)
Anastazius (daje się ubierać, ale stoi nieporuszenie).
Panie Karolu... ja ci się zwierzę, ja ci wszystko powiem.
Karol (wkładając).
Masz kapelusz.
Anastazius.
Panie Karolu... ja mam afekt...
Karol.
Papiery kładę do kieszeni.
Anastazius.
Ja mam afekt do Kunegundy Montekukuli.
Karol (śmiejąc się).
Co za szaleństwo! — Weź twój parasol.
Anastazius (zaczynając płakać).
Panie Karolu... nie hamuj mego losu... nie zabijaj moich nadziei... ja mam afekt... Pozwól, niech dziś jeszcze tu zostanę... niech ją raz jeszcze zobaczę... Och!
Karol.
Oto fajka, trzymaj!
Anastazius.
Panie Karolu... zlituj się... nie rozłączaj serc naszych, (płacząc) nie rozłączaj... bo my się skojarzymy.
Karol.
To być nie może — trzeba, abyś Pan zaraz odjechał, a jeżeli spierać się będziesz, telegrafuję w ten moment do Wrocławia.