Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/023

Ta strona została przepisana.
Narcyz.

Ta czemu.

Morderski.

Miéj wartę przy sobie,
Abyś mógł na wezwanie ruszyć w każdéj dobie.
Ale sekret zalecam — sekret — ani słowa —
Mille tonnerres! ani słowa, ręczy twoja głowa.

Narcyz.

Moja?

Morderski.

Tak, twoja. Reńskich dwadzieścia dostanie,
Kto złapie — kto wypaple... znasz mnie?

Narcyz (kłaniając się).

Jaśnie Panie.

Morderski.

Mille tonnerres! żeby kości jak marmur miał twarde,
Jakem stary weteran zetrę go w musztardę.
(Narcyz aż przysiadł.)
I Wać Pan bądź dziś wszędzie, ręką i oczyma,
Bo u mnie wiesz pardonu dla winnego nie ma.
Marsz! (Narcyz odchodzi.) Panie Narcyz!

Narcyz.

Słucham.

Morderski.

Cóż? niema kapeli?

Narcyz.

Jeszcze niema.

Morderski.

Bodaj ich wszyscy djabli wzięli!
Zapewne dudy swoje stroją gdzie przy flaszy,
Potém ich harmonija gości mi wystraszy.