Potém już w gorseciku poszła do gard’roby,
Wkrótce Pani ją wzięła do swojéj osoby;
Późniéj ją na spacery brano dla posługi,
W końcu i do salonu weszła raz i drugi
I nareszcie od łyczka, Panie, do rzemyczka...
Będzie z niéj wielka Pani, Złotogór dziedziczka.
Och! o tém jeszcze babka na dwoje wróżyła;
Kłaniałbym się inaczéj gdyby pewność była.
Każdy wie przecie...
Co? — Nic. — Co zasłyszy, baje,
Jeden Hryńko wie więcéj, jak się wiedzieć zdaje.
Lecz Marta jego żona, piękną Martą zwana,
Była w łaskach u Pana, wszakże to rzecz znana...
Jest tam który! Mille tonnerres! Czy śpi służba cała?!
Panna Zofija octu szukać nam kazała.
(Lokaje odchodzą, z Morderskim.)
Bo Pani lubisz ganić, a ja chwalić wolę...
Tego, u kogo codzień miejsce mam przy stole.