Ta strona została przepisana.
P. Wacław.
Niemylnie.
P. Piotr.
Piękna, ale piękność fraszka,
Małżeński związek, mama mówi, nie igraszka,
Trzeba wiary, ufności, a miłość przybędzie...
A ona już mi wierzy.
P. Wacław.
W jakimże to względzie?
P. Piotr.
Wierzy, jak w pismo święte w każde moje słowo,
Bo nigdy nie odpowie, tylko kiwa głową
I patrzy, jakby rzekła, nie jestem zdziwiona.
P. Wacław. (*)
O szczęśliwa, szczęśliwa przyszła twoja żona.
P. Piotr.
Bylem ja był szczęśliwy. — A jestem w obawie,
Tém jéj złém urodzeniem jak ością się dławię.
Nigdym jeszcze nie słyszał takiego nazwiska,
A nuż przez nią zostanę celem pośmiewiska?
P. Wacław.
Mówią Ostrorożanka... ba i Sapieżanka,
Czemużby śmieszném było zwać się Bajdulanka?
P. Piotr.
Tak, tak, ujdzie... lecz ojciec? — Czemuż żyje, czemu?
(Pije duszkiem.)
P. Wacław.
Trudnoż go zamordować, nawet Morderskiemu.