Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/089

Ta strona została przepisana.
Regina.

Tej nazwy nie chcę słyszeć więcéj.
(Odchodzi.)

(Wacław roześmiał się i wyszedł, wszyscy zdziwieni za nim patrzą. Hilary potém naradziwszy się z Zefirynem, wychodzą.)
P. Piotr.

Gardząc już tém po balu, com przyjął przed balem,
Oto pierścionek Pani. (ironicznie) Oddaję go z żalem.
(Rzuca na stół.)
Z mego jéj kochankowi podarunek robię,
Niech buty na wesele każe podszyć sobie.
(Odchodzi śmiejąc się.)





SCENA IV.
Zosia, Paulina.
(Paulina przechodzi na lewą rękę Zosi, która stoi odurzona.)
Paulina.

Zosiu biedna, Zosiuniu, ocknij się z rozpaczy,
Hańba wprawdzie nie mała... wzgarda wiele znaczy,
Musiały serce twoje uderzyć boleśnie...
Trzeba było przewidzieć... myśleć o tém wcześnie...
Bo co raz na świat wyjdzie w ukrycie nie wróci.
Zbyt przykre położenie niezmiernie mnie smuci.

(Biorąc za rękę i sadzając odurzoną.)

Usiądź Zosiuniu, usiądź, przestańże być głazem...
Naradzim się ze sobą i popłaczem razem.
Ciocia gniewa się słusznie, trzeba znieść pokornie...
Lepiéj było coś wyznać, jak milczeć upornie...
I mój wuj tą pigułką zakrztusi się trochę,
On co tak ostro sądzi czynności... za... płoche;