Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/100

Ta strona została przepisana.

Niech wszystko, co nie twoje, splugawione ginie...
Pisz, pluj, gryź, ty wzorowy wielki Zefirynie!

P. Zefiryn.

Czy to drwiny mój Panie?

P. Wacław. (*)

A bodaj nie drwiny.

P. Zefiryn.

A zatém... żegnam Pana. (Odchodzą.)

P. Wacław (sam).

Bezczelne gadziny.





SCENA VII.
Pan Wacław, Pan Piotr.
P. Piotr.

Na mój honor stryjanka mądra białogłowa.
Mówiliśmy otwarcie... o mnie była mowa...
Bo to zawsze najmiléj rozmawiać o sobie...
Otóż pyta się w końcu, co ja teraz zrobię?
Nie wiem, rzekłem — a ona: udzielę ci rady,
Niech wszystkie tak jak były zostaną układy,
Tylko zamiast z Bajdułką ożeń się z Pauliną.
Ha! rzekłem: dobrze... jeszcze Morderscy nie zginą.
Wtém przyszła Panna... trochę tłusta... może schudnie...
Zrazu coś tak siak pletła i długo i nudnie...
Ale jak ją przyparłem... ręka w rękę, słowo!
I jestem narzeczonym Mospanie na nowo.
Przecieć ma rogi w herbie, imię jak należy,
Przecie każdy ją uzna i w ojca uwierzy.