Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/181

Ta strona została przepisana.
P. Zielska.

Nie pamiętam i nie chcę pamiętać.

Stanisław.

Wiem, wiem i nietylko praw żadnych do twojéj rączki nie roszczę, ale gdybyś i chciała, mając wzgląd na dawne przysłowie, że stara przyjaźń nie rdzewieje, przybrać mnie za towarzysza dalszéj podróży, powiedziałbym ci szczerze: nie radzę.

P. Zielska.

A ja także odpowiem przysłowiem: Panie Stanisławie, kwaśne winogrona.

Stanisław.

Wiesz dobrze, że nie jestem Serafinem i nikt się jeszcze na brak mojéj szczerości nie mógł użalać, szczerze więc powiem, że z połączenia naszego losu nie wieleby dobrego wypaść mogło — moją połowę zabraliby Wiesbadeńskie bankiery, a twoją zabraliby dłużniki.

P. Zielska.

Na cóż mi to powiadasz?

Stanisław.

Bo się chcę dobrze rozstać z tobą.

P. Zielska (podając mu rękę).

Wierzę ci i dlatego podam ci sposobność oddania mi wielkiej usługi.

Stanisław.

Idzie o Serafina.

P. Zielska.

O dla Boga! jakżeś mógł to nawet pomyśleć — Serafin ten świętoszek, ten intrygant, ten człowiek