Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/197

Ta strona została przepisana.
Stanisław.

No, tym razem koniec końców.

(Wszyscy wstają ale pozostają w miejscu.)
P. Zielska.

O kochana Polciu!...

Dorski (stając między niemi).

Bardzo proszę — żadnéj nadal styczności.

P. Zielska.

Serafinie.

Serafin.

Padam do nóg.

Stanisław.

Trzeba przyznać kochani Państwo, że szanowny Jenerał nie rozdzielił nas wprawdzie równo pieniędzmi, ale szczutkami jak najsumienniéj. — Tysiąc pociech! — Dodam przytém ogólną przestrogę, że częstokroć obiecanka, cacanka, a radość, komu?... wiem — nie powiem.

KONIEC.