Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/212

Ta strona została przepisana.
Dowmund.

Cóż powiada?

Marski.

Co? Nie przyjmuje mojéj prośby, bo taka wola opiekuna.

Dowmund.

Więc odmawia zezwolenia.

Marski.

Najwyraźniéj.

Dowmund.

To mnie dziwi.

Klara.

Mnie bynajmniéj.

Dowmund.

Wiesz więc powody?

Klara.

Wiem, wiem oddawna, ale milczałam mając wzgląd na twoją porywczość Karolu i teraz jeszcze zaklinam cię na miłość naszą, bądź cierpliwy i słuchaj we wszystkiém rady Pana Dowmunda.

Marski.

Co każesz wszystko zrobię, byleś tylko była moją.

Dowmund (do Klary).

Jakiż więc powód odmowy?

Klara.

Od chwili jak się hermetycznie prawie zamknął w domu, zaszło wiele zmian; żył kosztowniéj, był weselszy i mowniejszy, ale nadewszystko dla mojéj osoby już był innym, z oka mnie nie spuszczał, uśmiechał się, nadskakiwał, nawet westchnął czasem