W miłości niezawodnie; on mnie kocha.
Jakże nie kochać te oczka czarne, ząbki białe, usta rumiane, figureczkę jak ulaną; kochać ciebie nie ma zasługi i nie jeden, gdyby tylko śmiał, zapaliłby się afektem jak pochodnia i za twój ślubny pierścioneczek dałby pewnie i sto tysięcy.
Kochamy się wzajemnie i bylibyśmy szczęśliwi.
Wszystko to marzenia, dym, wiatr, więcéj nic, dziś miłość, jutro zwada; dziś całusek, jutro pięść. Nie Klaro, nie takiego tobie męża trzeba; Marski furfant, fircyk, a przytém gorączka jakich mało; lada sprzeczka jużby bił, jużby zaraz za łeb brał; nim się go jeszcze usłyszy, już się człowiekowi łydki trzęsą.
On mnie kocha.
Nie, nie kocha; jego wabi twój posag nic więcéj; a jaki lekkomyślny mój Boże! Co widziałem nie powiem, bo wiem jakby ci przykro było być tak szkaradnie zwiedzioną.
Cóż Pan widziałeś?
Powiesz że to bajka.