Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/227

Ta strona została przepisana.
Klara.

W miłości niezawodnie; on mnie kocha.

Kokoszkiewicz.

Jakże nie kochać te oczka czarne, ząbki białe, usta rumiane, figureczkę jak ulaną; kochać ciebie nie ma zasługi i nie jeden, gdyby tylko śmiał, zapaliłby się afektem jak pochodnia i za twój ślubny pierścioneczek dałby pewnie i sto tysięcy.

Klara.

Kochamy się wzajemnie i bylibyśmy szczęśliwi.

Kokoszkiewicz.

Wszystko to marzenia, dym, wiatr, więcéj nic, dziś miłość, jutro zwada; dziś całusek, jutro pięść. Nie Klaro, nie takiego tobie męża trzeba; Marski furfant, fircyk, a przytém gorączka jakich mało; lada sprzeczka jużby bił, jużby zaraz za łeb brał; nim się go jeszcze usłyszy, już się człowiekowi łydki trzęsą.

Klara.

On mnie kocha.

Kokoszkiewicz.

Nie, nie kocha; jego wabi twój posag nic więcéj; a jaki lekkomyślny mój Boże! Co widziałem nie powiem, bo wiem jakby ci przykro było być tak szkaradnie zwiedzioną.

Klara.

Cóż Pan widziałeś?

Kokoszkiewicz.

Powiesz że to bajka.