Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/234

Ta strona została przepisana.
Kokoszkiewicz.

Z temi kobietami zawsze strach, ale prędko temu poradzę, tuż przy oknie krzyczeć będę, w ogrodzie usłyszą i zaraz uciekną. (staje w oknie i krzyczy grubym głosem) Filipie daj mi tu strzelbę ogromną, włóż trzy kule, duże kule, co o sto kroków zabić mogą. (swoim głosem) Gdzież ten przeklęty Filip siedzi — Filipie!

Zuzia.

Cicho, coś tam pod oknem...

Kokoszkiewicz.

Hę, coś pod oknem?..

Zuzia.

Jakiś głos...

Klara.

Opiekunie ratuj nas!





SCENA IX.
Ciż sami, Filip.
Kokoszkiewicz.

No, jesteś przecie.

Filip.

Nabijałem Panu strzelbę.

Kokoszkiewicz.

Teraz spojrzyj tam przez okno; Zuzia powiada, że w ogrodzie złodzieje — krzyknij śmiało: Kto idzie! krzyknij dwa razy, a jak nie odpowie, pal bez pardonu. — A co jest?