Ta strona została przepisana.
przez okno, czy Filip nie wraca... księżyc świeci, (spoziera w okno, potém odskakuje) Och! och Marski, Karol Marski, (staje na samym przodzie sceny) Karol Marski, Karol Marski tam! tam! pod oknem, krwawy trup! Filipie! Zuziu! Klaro! Dowmundzie! Na ratunek, gwałtu! gwałtu!
SCENA XVIII. i ostatnia.
Kokoszkiewicz, Zuzia, Filip, późniéj Klara, Marski, i Dowmund.
Zuzia.
Ciesz się kochany Panie, Pan Marski żyje.
Filip.
Ledwie dotknąłem się jego ręki, westchnął, krzyknął, spojrzał na mnie i na nogach stał jak dąb.
Dowmund.
Tak jest, ożył i szczęśliwą wiodę ci parę.
Kokoszkiewicz (do Marskiego).
Co? ja nie zabiłem Pana?
Marski.
Najłaskawiéj.
Kokoszkiewicz.
Zatém Pan żyjesz?
Marski.
Wątpić nie mogę.
Kokoszkiewicz.
A więc wracamy do dawnego.