Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/014

Ta strona została przepisana.
Baron (podpisując).

Ha, mój drogi, opatrzność rozdziela ciężary,
Każdy musi swój dźwigać jakiejbądź jest miary.
Zresztą, te nędzne domy, ledwie że nie chaty,
Przeszło piętnaście od sta, przynoszą intraty.

Mario (ze wstrętem).

Za ten brud jeszcze mało.

Baron (podpisując zawsze).

Powiększymy cenę.

(Mario wzrusza ramionami.)
Mario.

Z kawalerem Maltańskim dziwną miałem scenę.

Baron (śmiejąc się ironicznie).

Ha! Don Pedro los Kontos Pontos Tera Fera!..
Ten niech się z pomieszkania czemprędzej wybiera —
Cały dług mu daruję... niech go piorun trzaśnie!..
Byle nie w moim domu.

Mario.

Uraził się właśnie
Ofertą... nie piorunu, ale darowizny.
Mówi, że syn hiszpańskiej wspaniałej ojczyzny,
Nie zmienia miejsca, długów nie spłaciwszy wprzódy.

Baron.

Niechże płaci.

Mario.

Zapłaci, jak swoje dochody
Z Meksyku dostanie.

Baron.

Fiu!..

Mario.

Póki nie dostanie,
Jako człowiek honoru, zatrzyma mieszkanie.