Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/108

Ta strona została przepisana.

Jakoś mocno zuchwała i kaducznie żwawa.
Potem przybiegł ten... z brodą.

Baron.

Negri?

Barbi.

Wampir raczej!
Wampir! Boa konstryktor!

Baron.

Hę? Jak? co to znaczy?

Barbi (kiwnąwszy ręką.)

Nic. Jak weszli do sali, patrzałem przez dziurkę.
Negri zdawał się błagać ojca, ojciec córkę...
Były jakieś zatargi a potem, w znak zgody,
Padli sobie w objęcia... zmięszały się brody
I kropiły się łzami jak święconą wodą.

Baron (chwytając za rękę Barbiego.)

Brody! Coś ty rzekł!.. Monti zatem z brodą?

Barbi.

Z brodą.

Baron.

Ze sztyletem w ręku?

Barbi.

Nie, z parasolem.

Baron.

Boże!
Tajne twoje przestrogi przyjmuję w pokorze
I jeżeli dziś z córką posag przyjąć muszę,
Z ojcem wszelkie stosunki raz na zawsze skruszę.