Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/176

Ta strona została przepisana.
Pan.

Podałem Pani konewkę... ale prawda, przypominam sobie, mam w torebce flaszeczkę z winem i kubek.

Pani.

Dziękuję Panu, proszę tylko podać w kubku trochę wody.

Pan.

Ale kto tam wie, jaka ta woda — wolisz się Pani napić kilka kropel wina — wino prędzej pragnienie ugasi. (Pani pije trochę.) Jakże się cieszę, że Pani usłużyć mogłem. Jeszcze troszkę — nie zaszkodzi, na honor nie zaszkodzi. Teraz muszę Pani powiedzieć otwarcie, że istotnym powodem katastrofy jest nie moja niegrzeczność, ale jéj kapelusz.

Pani.

Pan masz do niego urazę, że ukłół.

Pan.

Bynajmniej — owszem, będę miał pamiątkę — ale Pani skryłaś się w zakwefiony kapelusz, myślałem więc, że to nowy koncept mojego fatum. Powinienem był wprawdzie poznać młody dźwięk głosu... ależ łaskawa Pani oparzony na zimne dmucha. Gdybym był siadając do pojazdu zobaczył twarz Pani, nie byłbym spał pewnie, byłbym budził, szturkał, pilnował pocztyliona i nie byłoby nastąpiło nieprzyjemne wprawdzie zdarzenie, ale któremu ja teraz już złorzeczyć nie mogę. A teraz przy podanej sposobności trzeba, abyśmy się trochę lepiej poznali. (Ogląda się za stołkiem, nareszcie nie widząc znajduje jakąś małą