Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/177

Ta strona została przepisana.

paczkę i wysypuje trochę kartofli, które po całej izdebce się rozsypują z hałasem.)

Pani.

Co to jest?

Pan.

Grzmoty. (Siada przy Pani na paczce.) Ja piszę czasem komedye, mam więc zwyczaj zaczynać od wymieniania osób, że zaś niema parteru, do Pani zwracam mowę. Nazywam się Władysław Poraj. Mam w niewielkiej majętności nie wielki domek, z jednej strony duże lipy, z drugiej łączka, a za łączką rzeczka.

Pani.

To tam bardzo ładnie być musi. Lipy, łączka, rzeczka... a kwiaty są?

Pan.

Domek jak w jednym bukiecie.

Pani.

Ślicznie! Jakże tam Panu dobrze być musi.

Pan.

Nie skarżę się, ale jednak czegoś mi brakuje, jestem sam zawsze.

Pani.

Nie masz Pan sąsiadów?

Pan.

Mam, ale zawsze u mnie bawić nie mogą, a jak odjadą, pustka.

Pani.

No kiedy samotność przykra, powiedziałabym zrób Pan tak jak wszyscy robią w tym razie: