Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/251

Ta strona została przepisana.
Bóbr.

Taka to, taka, ta mądra potęga,
Która proroczo w całą przyszłość sięga,
Na którą nasz świat czekał lat tysiące,
Aby go pchnęła naprzód w samo słońce;
A jak się uda i na drugą stronę.
O nędzo pychy! o głupstwo szalone!
Nie naprzód idziem w tej błotnej przepaści,
Bo pod tym futrem rozmaitej maści,
Pstrem, białem, czarnem pokładnem, zjeżonem,
Twardem czy miękkiem, z kitą czy z ogonem,
Wiesz, co się mieści, co się w środku kryje?
Oto bestya w swym pierwotnym wątku,
Ta sama zawsze od świata początku;
W niej krwi popędu i hamulca myśli
Spór nieustanny wieczne koło kréśli.
Tak i ten ogrom, co my zowiem światem
Jest tych jednostek ruchomym warsztatem;
Wieki dźwigają dobrą stronę w górę,
Wieki ściągają w bezdroża ponure.

Kot.

O Bobrze! Bobrze! Piękne twoje słowa,
Kto raz usłyszy na zawsze zachowa;
Idź, idź w jeziora nadbrzeżne ukrycie,
Tam kończ szlachetne, wielkie, czyste życie,
Ale, żeś Bobrze bezdzietny i stary,
Filarom cnoty zostaw twoje dary,
I nim odejdziesz żyć od nas daleko,
Zapisz tu kotom twój domek nad rzeką.

Bóbr.

A to konkluzya w dość dziwnym sposobie!
Chcesz Kocie domku to go postaw sobie.