Co ja zbiegnę w dniu jednym ty ledwie w pół roku.
Rozumiem więc że latasz od góry do góry,
Z drzewa na drzewo, dobrze, ale po co w chmury?
Na co owe w obłokach obroty, zygzaki?
Z góry w dół, z dołu w górę dziwaczne majaki?
Na co krążysz jak gdyby chwycony zawrotem,
Co chcesz, powiedz, osiągnąć twym szalonym lotem?
Co ty biedny jamniku ryjąc w swojem błocie
Możesz wiedzieć i sądzić o orlim polocie?
Pozwól niech cię ostrożnie wezmę w moje szpony...
Dziękuję.
W górne, piękne uniosę cię strony,
Tam poznasz świat inny, poznasz inne cele,
Jak te które przypadek pod nogi ci ściele.
Dziękuję, jakbym latał...
Więc i cudzej sile
Nie dasz się podnieść w górę choć na jedną chwilę?
Nie. Bom stworzon do ziemi i nie znam powodu,
Czemu lot ma być lepszym od mojego chodu.
Ja zawsze gruntu tykam, a ty... powiedz czego?
Zawsze mam punkt oparcia — ty nie masz żadnego.
A mam ci szczerze wyznać, Orle przyjacielu,
Głupim ten był i będzie, kto lata bez celu.