Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/297

Ta strona została przepisana.

Nos utarł, krząknął i śmielej tym razem,
Takim, mniej więcej rozpoczął wyrazem:
Panowie Bestye! Panowie rogaci
I nierogaci! Imieniem mych braci
Żal za niewdzięczność oświadczyć wam muszę,
Że właśnie teraz zrywacie sojusze,
Kiedy patentem dla Rzeszy zwierzęcej
Pod liczbą milion pięć kroć sto tysięcy
Wyłączne prawo zniesione zostanie,
I wszystkim teraz wolne polowanie.
Precz z polowaniem krzyknęły zwierzęta,
Albo wet za wet człowiek popamięta.
Precz z polowaniem! — Ależ za opłatą —
Woła Mandaryn — bo zważajcie na to,
Że nam potrzeba futra i zwierzyny.
Drgnął Jeleń — Niedźwiedź poprawił czupryny,
A jakby jeden wszyscy razem wstali,
Lecz Ambasador kichnął i rzekł dalej:
Handel ucierpi, podatku ubędzie...
„To niech ubędzie i nigdy nie będzie!“
Groźno zagrzmiało wszędzie.
Pobladł Mandaryn i spojrzał ukradkiem,
Czy który z Ludzi nie słyszał przypadkiem.
A gdy ucichło groźne wszystkich słowo,
On się ukłonił i zaczął na nowo,
Jak polowaniu na stałej zasadzie
Kodeks olbrzymi inną formę kładzie.
Zaczął cytować dekreta, uchwały,
Patenta, księgi, oddziały, rozdziały,
A wszystko z datą, a wszystko z numerem,
Tak, że jak gdyby zakadził eterem,
Głowy nam zwisły, w oczach czarne płatki,