Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/014

Ta strona została skorygowana.

kulbace jak gdyby usłyszał komendę: Baczność! Ten ścisnął podpinkę czaka lub kapelusza, tamten cugle porządkował i szlufkę do grzywy przysunął, a każdy odkrył zasłoniętą płaszczem rękojeść pałasza, opatrzył ją, a potém wzniósłszy głowę zdawał się wietrzyć nim jeszcze zoczy co go witać będzie.
Nareszcie pokazał nam się dym biały a wkrótce postrzegliśmy czarne linije piechoty. Długie, krótkie, naprzód wysunięte, w tył cofnięte, odbijały od śnieżnego tła jak świeżo wysypane przekopy, tylko w koło nich objawiało się życie nieustannym ruchem drobnych punkcików, jak mrówek koło mrowiska. Nikt tam pewnie nie drzymał, nikt nawet nie dumał, — nigdy życie raźniéj i jaskrawiej nie gore jak ze śmiercią oko w oko i częstokroć jego mocniejsze łyśnięcie bywa ostatniém.
Na pierwszy rzut oka można było poznać, że nie przybywamy na początek boju. Wiatr przeciwny, czy ciężkie powietrze, czy téż położenie kraju, albo może i wszystko razem było przyczyną, dlaczegośmy tak późno zasłyszeli huk dział. Była to niespodzianka... i dobrze!.. we wszystkiem trzeba odmiany i nowowości, aby żyć wesoło.
Z lewego skrzydła wstępujemy do boju... Vive l’Empereur! Linije ściskają się w massy... działa schodzą z pozycyi... ruch ku prawemu... potém kolumny rozwijają się znowu... baterye stają w oddziałach... strzelamy, atakujemy, zwyciężamy... Montereau w naszém ręku. Zwinęliśmy się gracko, niema co mówić, ale miał się téż z pyszna Pan Marszałek Victor za to, ze nas w tém dziele nie uprzedził. Powiedział mu Cesarz parę słów, które należa-