Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/023

Ta strona została skorygowana.

siebie jednego z kundli a kiedy mu drugi tymczasem szarawary skubie, łatwo wystawi sobie walczącą grupę. Hausknecht, krzycząc w niebogłosy, usiłował ściągnąć ze swojego pana zajadłego nieprzyjaciela ale jedną tylko ręką, bo w drugiéj trzymał świecę, a świeca kosztuje einen Groschen... a on za świecę odpowiada... porządek przedewszystkiém. Chwyciłem go nareszcie za kołnierz i nogą za drzwi pchnąłem, zostawiając wolny bieg sprawiedliwości. Wkrótce jednak zląkłem się, bo Sas już głosu nie puszczał, — zląkłem się czy przypadkiem za mocne uderzenie nie strąciło filigranowego niemieckiego karku. Zawołałem: „Dość tego!“ — I w mgnieniu oka stał przedemną Onufry, brzuch w tył, pierś naprzód, skosem jak Pizańska wieża. Pan Gospodarz podniósł się, kręcił się w kółko i byłby pewnie do drzwi nie trafił, gdybyśmy mu nie byli w tym względzie przyszli w pomoc. — Skończył się akt pierwszy. Ale cóż daléj? Otwierano i zamykano z trzaskiem i hałasem ledwie nie wszystkie drzwi w całym domu... biegano po schodach i gankach... Oczywiście chmura się zbierała. My zaś już wpół rozebrani wzięliśmy czémprędzéj mundury na siebie, pałasze do boku, kapelusze na głowy. Nie można było bowiem ręczyć czy lokatorowie, po większéj części krajowcy, nie zechcą przekroczyć praw grzeczności, czy nie chwycą sposobności bicia albo i ubicia francuskich oficerów. Sasi nas nie lubili i nietylko, że nie lubili, ale byliby chętnie całą naszą armiję z Cesarzem na jéj czele w łyżce wody utopili, gdyby tylko mogli byli taką łyżkę znaleźć. Nie ma się czemu i dziwić. Ów ciągły