Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/053

Ta strona została skorygowana.

Słuchacie mnie a ja pletę trzy po trzy, zwyczajnie jak stary, ale jednak nie będę wam dzisiaj powtarzał co wczoraj wyczytałem. Nie chcę także wyliczać wam wszystkie moje utarczki, ataki i odwroty, — cięcia w prawo i w lewo, na koniu i pod koniem, muszę jednak wspomnieć dziwne jakby przeznaczenie, że z czterech razy, w których, ile sobie przypomnieć mogę, śmierć najbliżéj w oczy mi zajrzała, rozumie się od kuli armatniéj, bo karabinowych któż spamięta co brzęczą, gwiżdżą, szumią jak chrząszcze na wiosnę, że z czterech razy mówię wszystkie miały miejsce nie dalej jak pięćdziesiąt kroków od Napoleona, — a jednak w kampaniach 812, 813 i 814 na kulach, granatach, kartaczach nie zbywało wcale. Pierwszy raz było to 16go pod Lipskiem. Pędzącemu od Marszałka Marmonta, Jenerał Bertrand, jak wspomniałem, dał mi ustne zlecenie. Zastaję Cesarza chodzącego z w tył założonemi rękoma; opodal za nim stał batalion młodéj gwardyi, trochę daléj na prawo służbowe szwadrony. Zbliżyłem się do niego i powiedziałem że mam rozkaz donieść mu, że czoło kolumny czwartego korpusu wchodzi do Lipska. — Czwartego? — więcéj powtórzył niż zapytał. — Oui Sire, du quatrième corps. Chciałbym był przeciągnąć rozmowę, ale nie było podobieństwa, tém więcéj że Najjaśniejszy Pan raczył odwrócić się odemnie. Wracałem więc do konia, którego puściłem za frontem wspomnionego batalionu, ale zaledwie obszedłem lewe skrzydło, kula armatnia kładzie trupem dwóch żołnierzy tak jak stali za sobą w drugim i trzecim szeregu padli na wznak. Jeden krok daléj a byłbym trzecim. Nastę-