Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/054

Ta strona została skorygowana.

pnego dnia staliśmy w miejscu. 18go byłem znowu na służbie. Posłano mnie uwiadomić Króla Neapolitańskiego, że brygada młodéj gwardyi wzmocniła Księcia Poniatowskiego. No, już to wyznać muszę szczerze, że kto w czasie boju szukał Murata, temu zimno być nie mogło. Ten człowiek lazł w ogień i szukał guza con amore. Przejechałem po za front artyleryi konnéj gwardyi i jeszcze jakiéjś drugiéj bateryi; z pół godziny stałem przy Królu, kul tam więc różnego rodzaju nie brakło a jednak dopiero minąwszy Cesarza stojącego koło wiatraku i zwracając konia ku memu bratu Sewerynowi, który komenderował służbowemi szwadronami, mało co nie beknąłem. Kula armatnia obrzuciła mnie błotem. Od tego wiatraku do bateryi gwardyi, od któréj dopiero co byłem wrócił, był pewnie dobry wystrzał armatni; jakąż więc ogromną przestrzeń, ledwie do uwierzenia, kula ta przelecieć musiała, aby ze trzydzieści kroków za Napoleonem, Pana Fredrę tylko co nie sprzątnąć. Wyraźnie nie służyło mi sąsiedztwo Wielkiego Człowieka.
22go we Frejburgu, gdzie, mówiąc nawiasem, wsadziliśmy z Milbergiem na konia rannego jenerała Klickiego i z ciężką biedą przeprowadzili przez ciżbą zatarasowany most, co nieraz potém z wdzięcznością wspominał — we Frejburgu więc przeszedłszy Unstrutt, Cesarz zatrzymał się na małéj polance, co od lasu ciągnęła się pochyło na prawo aż w dół do rzeki, zatrzymał się i przez perspektywę obserwował nieprzyjaciela, który nas z boku kanonował, z boku, z prawéj strony dyrekcyi naszego marszu. Nie byłem bardzo spokojny postrzegłszy, że mój