wojskiem, któremu tylko broni nie staje, nareszcie mam z żołnierzem do czynienia, a to wiele znaczy. Ale kiedy zapędzony gdzie w głąb obcego kraju, oddany dowolności lada urzędnictwa, zmuszony jestem przyjmować kawałek chleba rzucony jak jałmużnę nawet od tych, ktoremi gardzę — albo jeżeli w długim przeciągu czasu starła się wszelka powierzchowna cecha wojskowości, a dziwaczny jaki tandetny strój zbiedzoną okryje postać. O! wtenczas jeniec wojenny staje się niewolnikiem. Tego doświadczyłem w Wilnie[1], tego niejeden z wojska polskiego doświadczył 1831 r. w Galicyi, tego niestety doświadcza jeszcze po największéj części emigracya nasza we Francyi.
Jeżelim wyszedł z wilgotnego pomieszkania gdzie przez całą noc szczury skakały mi po głowie, — jeżelim wstał od stołu, gdzie się pożywiłem ze wstrętem prawie — jeżeli mam na sobie jaką starą kapotę, nie w mój stan skrojoną i buty, które zwyciężca nie uznał za godne zająć miejsce w snopku swoich wawrzynów — jeżeli więc w takich okolicznościach wejdę w progi domu, gdzie może niedawno w świetnym mundurze, w odblasku zwycięzkiéj broni, ufny w niejakie zalety, co mnie nad poziom społeczeństwa nieco wznosiły, gościłem, — już tam teraz tém nie jestem czém byłem. I ten co mnie tam przyjmuje, mój równy w każdym względzie, nie jest już dla mnie tém, czém był. Wstaje z krzesła, w którego miękkich ramionach czytał romans
- ↑ Alexander Fredro zachorował w Wilnie na tyfus, śród którego był wziętym w niewolę.