Oficer sztabowy, le Juif errant de l’Armée, musiał strzedz się nietylko nieprzyjaciela, ale, zwłaszcza w saskiéj kampanii i Alliantów niemieckich, którzy ulegając swojemu Heimweh, porzucali nasze szeregi i wędrując lasami, zabijali kogo mogli, nie z patryotyzmu, ale der Reisegelder wegen.
Jednakże małe to jeszcze były przykrości, to jest przykrości samotnych wędrówek w porównaniu nieustających utarczek na każdém noclegu po wsiach. Z marodeurami ciągła walka. Ale kiedy już przyszło do starcia się na piękne, pałaszem tylko albo drągiem można było działać. Francuza dobitnym razem trzeba zbić z terminu. Wtenczas dopiero powié „Tiens!“ i ustąpi z placu, — rozumie się w niesłusznéj napaści. Ale i linija, nawet gwardya napadała jak szarańcza domy, przed któremi warty nie było. Z bronią w ręku trzeba było bronić swego schronienia wtenczas, kiedy czas było spocząć. Inaczéj wyjęli drzwi, okna, gotowi palące się polana wyciągnąć z pod kociołka, a snopek słomy z pod ciebie. Cały dom gotowi byli rozebrać, gdyby to tyle pracy nie kosztowało.
Pierwszy marsz z Drezna do Seerhausen; przychodzimy późno — deszcz leje. Na Rejtana koléj odbierać furaż — ale dystrybucyi niema. Jazda Gwardyi przybyła wraz z nami. Trzeba szturmem zdobywać. Każda sterta najeżona ludźmi, zdaje się ogromném rozbitém mrowiskiem. Snopy bieleją się w środku, jak mrówcze jaja sprzątane przez strwożone matki. Ten ciągnie, ten wyrywa tamtemu, ten pada pod ciężarem, a tamten go unosi. Ruch, ścisk, cały kopiec żyje. Do tego dołącz żołnierską wrzawę, ludzką
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/070
Ta strona została skorygowana.